Dwie dogrywki były potrzebne, by wyłonić zwycięzcę tegorocznych zawodów w jeździe rowerem po desce na wodzie. A Damian Borowski dokonał niemożliwego – jednego dnia pokonał cały dystans aż czterokrotnie i drugi rok z rzędu wygrał te najbardziej zwariowane zawody świata!
A przypomnijmy, że wcale nie jest to takie łatwe. Zawodnicy po wąskiej i chwiejącej się desce muszą przejechać odcinek 21 metrów. Wielu ląduje w wodzie zaraz po starcie. Dotarcie do połowy dystansu poczytuje się tu za sukces. Były lata, że nikomu nie udało się dotrzeć do końca. W ostatnią sobotę udało się to aż pięciu zawodnikom i by wyłonić zwycięzcę potrzebne były dwie dogrywki finalistów.
XXI zawody w jeździe rowerem po desce na wodzie były pierwszymi bez zmarłego w czerwcu Antoniego Szarmacha, znanego w mieście społecznika, który sprowadził do Kołobrzegu te najbardziej szalone zawody świata z niemieckiego Barth, a następnie przez 20 lat je współorganizował i prowadził. Zresztą w sobotę wielokrotnie Antoniego wspominano – z głośników puszczano jego archiwalne wypowiedzi, przypominano jego dokonania i barwny życiorys.
Sposób na zwycięstwo? Patrzeć przed siebie…
Damian Borowski, który wygrał tegoroczne zawody zapytany przez nas jak udało mu się aż czterokrotnie pokonać turniejowy dystans i wygrać żartował, że chyba ma to we krwi – rok temu też był najlepszy, a rower towarzyszy mu na co dzień. Jeździł nim do szkoły, teraz jednośladem porusza się do pracy.
Poproszony by zdradził jego sposób na pokonanie 21-metrowej deski pływające na wodzie powiedział: – Patrzeć się w przód, nie pod nogi, głowa prosto, środek ciężkości na pedałach, nie siedzieć, nie obciążać tylnego koła no i dobrze się bawić.
Galerię zdjęć opublikujemy wkrótce.