Podobno w średniowieczu Dźwirzyno był niewielką, rybacką miejscowością. Ciekawe jak wyglądała wioska i jak mogli wyglądać jej mieszkańcy?
Na zdjęciu u góry wiklinowe wierszki, kosze do połowu ryb. Kolekcja autora.
Podobno nazwa miejscowości pochodzi od słowiańskiego słowa Dwirin, które miało oznaczać dźwierze, czyli drzwi. Tak miała nazywać się miejscowość leżąca na wschodnim wybrzeżu jeziora Resko. Dzisiejsze Dźwirzyno faktycznie jest drzwiami, a bardziej współcześnie, oknem na świat. Jak każdy port. Czy istniało przed XV wiekiem?
Mam trochę kłopot z nazwą wioski i jej położeniem. Podobno, Dźwirzyno zyskało obecny kanał Resko dopiero w połowie XV wieku, kiedy to silny sztorm przerwał mierzeję oddzielającą Resko od Bałtyku. Sęk w tym, że na zachodnim brzegu, u ujścia rzeki znajdowała się miejscowość Regoujście. Ta miejscowość była oknem na świat Gryfic i Trzebiatowa, Regą spływały towary, a potem z Reska, miały płynąć na Bałtyk i w świat. Czyli gdzieś jezioro musiało łączyć się z Bałtykiem, tym bardziej, że Dźwirzyno odnotowano już pod koniec XIII wieku. Może kanał był w innym miejscu? Na przewężeniu mierzei w Rogowie, tuż przy pomniku dzieci z Kamp?
Rybacka wioska w orbicie Kołobrzegu, potężnego miasta, w którym podstawą gospodarki było pozyskanie soli oraz eksport ryb, ma sens. Dodatkowo lokalizacja wioski przy kanale łączącym jezioro z morzem jest idealna. Rybacy nie musieliby ryzykować częstych wypraw na Bałtyk, łowiąc podobne gatunki w słonawych wodach jeziora.
Jak wyglądało rybołówstwo tysiąc lat temu? Rybacy na Pomorzu różnili się od tych łowiących w centrum ówczesnej Polski. Nad morzem łowiono znaczne ilości ryb, które można było odsprzedać. Stąd użycie nad morzem bardzo drogich, w tamtym okresie – sieci. W centralne Polsce łowiło się raczej na wiklinowe koszyki zwane wierszkami.
Spróbujmy wyobrazić sobie średniowieczną osadę Dwirin. Było to pewnie kilka kleci, czyli chatek w których ściany zbudowano z wikliny obrzuconej gliną, mogły to być też chatki o ścianach „palowych” z belek, wkopanych w ziemię. Na pewno chaty kryte były trzcinową strzechą, której nad Reskiem jest dostatek. Chatki mogły mieć wielkość 4 na 5 metrów, takie „plecionki” odnajdują archeologowie. Nie posiadały kominów, otwory boczne – dymniki też były zbędne. Dobrze wysuszony opał spala się niemal bez dymu.
Mieszkańcy nosili długie koszule zwane giezłami, spinane w pasie barwnymi krajkami, czyli pasami z wełny. Na nogach nosili wełniane „gacie”, a stopy obuwali w łapcie z łyka lub rogoży. Przy chatach wisiały wiersze i sieci. Te pierwsze wykonane z wikliny, służyły do zastawiania na wodach jeziora. Sieci używano na morzu. Wydaje się, że były wykonane z taniej w tym okresie wełny impregnowanej dziegciem. Obciążone kamieniami i zaopatrzone w pływaki z kory, mogły być formowane w kształt „niewodu”, czyli potężnej sieci, o dwóch długich ramionach i worku zwanym „matnią”. Na istnienie takich sieci wskazują naukowcy.
Do połowu taką siatką potrzebna była grupa ludzi. Dlatego też już tysiąc lat temu nad Bałtykiem mogły powstawać pierwsze maszoperie, stowarzyszenia rybackie.
Czym pływali? Najpopularniejsze były czółna jednopienne, tak zwane „dłubanki” wykonane z jednego pnia. Mogły być pokaźnych rozmiarów. Zachowały się zdjęcia z Polesia, gdzie na początku XX wieku dłubanką przewożono zaprzężony w konia wóz.
Dłubanki są jednak bardzo niestabilne. Można było wykonać „półdłubankę”. Dno wykonywano z jednego pnia, a burty wykonane były z desek. Pływanie po morzu takimi łodziami było bardzo niebezpieczne, ale też zyskowne połowy nie zdarzały się aż tak często.
Śledzia, nasze „srebro Bałtyku”, łowiło się głównie pod koniec maja i na początku września. Narzędzia znalezione przez archeologów wskazują, że stosowano specyficzną technikę, czyli połów niewodem „dobrzegowym”.
Jak to wyglądało? Łódka wypływała na akwen rozciągając sieć, ale jedno ramię zostawiała na brzegu. Gdy opłynęła wyznaczony obszar, wracała na plażę, przywożąc drugie ramie sieci. Cała wieś chwytała za liny i ściągała sieć do brzegu.
Podstawą konserwacji ryby było suszenie i wędzenie w jamach z ziemi. Bliski Kołobrzeg mógł zapewniać sól, oraz solankę. Sól była droga, ze względu na kosztowny proces pozyskania, jednak solanki można było użyć do kiszenia. Kiszone śledzie, choć nieprawdopodobnie cuchną, są jadalne. W południowej Szwecji uważane są, po dziś dzień, za lokalny przysmak.
Niewielka, uboga wioska rybitwów – rybaków z pewnością była miejscem niezwykle malowniczym. Nie roszczę sobie prawa do kategorycznych sądów, co do tego gdzie mieściło się średniowieczne Dźwirzyno, ani jak wyglądali jego mieszkańcy. Jednakże widok jeziora połączonego z morzem jest dość inspirujący by puścić wodze fantazji.
Michał Ostry Ostrowski
Michał Ostrowski – przyrodnik, dziennikarz, a przede wszystkim odtwórca dawnych dziejów. Specjalista w odtwarzaniu zawodu rybaka m.in. w średniowieczu. Zajmuje się rekonstruowaniem średniowiecznych metod połowu ryb, konserwacji, narzędzi połowowych. Jest autorem wystaw rybackich dla Majątku Kaniewo, Muzeum Rybołówstwa w Niechorzu. Autorska wystawa „Rybitwowie=rybacy”, prezentująca repliki średniowiecznych narzędzi była prezentowana w Muzeum Ziemi Wałeckiej. Współtworzył wystawy tematyczne w Muzeum Rybactwa w Biskupinie, Starkowie, Skansenie Sławutowo. Jest autorem opracowania „Nasze Ryby” popularyzującego rybactwo okolic Włocławka. Uczestniczy w festynach archeologicznych. Prowadzi stronę Ostry Rybak na Facebooku.
Na zdjęciu poniżej wydawanie sieci z jednopiennego czółna. Na zdjęciu autor oraz Jacek Tesławski z Osady Krajeńskiej. Fot. Marek Skubisz.
Eksperyment pracy z siecią wleczoną na jeziorze Jelonek w Gnieźnie. Był to element pokazu historycznego dla Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie.
Diorama przedstawiająca sposób montowania wierszy w trzcinowisku. Element wystawy rybackiej w Kaniewie na Kujawach.
Ściąganie do brzegu niewielkiego niewodu. Eksperyment przeprowadzono w Muzeum w Biskupinie. Sieć działała prawidłowo, rybacy współpracowali, ryby nie… Fot. Marek Skubisz.
https://vod.tvp.pl/video/zakochaj-sie-w-polsce,kolobrzeg,35698596
Wspaniały program, duża reklama Kołobrzegu a ja pytam, skoro łabędzie były od dawna symbolem Kołobrzegu dlaczego nie ma powrotu do tego, stawia się rzeźby turystyką zamiast czegoś na poziomie, rzeźb startujących łabędzi np. przy molo. To wspaniały symbol który powinien wrócić na wizytówki. Wrocław ma krasnale, Kołobrzeg powinien mieć łabędzie w różnym wydaniu. Statki wycieczkowe też z łabędziami.
hahahah – „Na nogach nosili wełniane „gacie””
Dżwirzyno po sezonie psy d…mi szczekają