10 dni intensywnych poszukiwań. W końcu udało się namierzyć szczeniaki głęboko pod ziemią, w lisiej norze

You are currently viewing 10 dni intensywnych poszukiwań. W końcu udało się namierzyć szczeniaki głęboko pod ziemią, w lisiej norze

Ta historia jest jak z filmu – ponad dziesięć dni trwały poszukiwania szczeniąt. Żeby je znaleźć i uratować wolontariuszki z Fundacji Ogon do Góry zwabiły psią mamę i założyły jej obrożę z nadajnikiem GPS. Dzięki niemu udało się namierzyć szczeniaki, które suka przezornie schowała głęboko pod ziemią, w starej, lisiej norze.

Pierwszy raz o błąkających się po Kłopotowie bezdomnych psach dowiedzieliśmy się z profilu Fundacji na Facebooku 7 lutego. Jednym z nich była właśnie biało-czarna suka. Sądząc po jej wyglądzie – karmiąca. Pytanie gdzie są małe? Monika Władzińska i Ewa Wiśnios z Fundacji Ogon do Góry nie miały serca zostawić psiej rodziny na pastwę losu. Tym bardziej, że za oknem śnieg i mróz. Dzień później były już w lesie, gdzie jak mówili mieszkańcy Kłopotowa, psia mama po wizycie w wiosce, znika. Od tej pory regularnie organizowały poszukiwawcze wypady do lasu. Niestety, teren jest ogromny, a suka za każdym razem wybierała inną drogę i szybko znikała tropiącym je wolontariuszkom w gęstwinie. W końcu udało się ją zwabić i zapiąć na szyi obrożę z nadajnikiem GPS.

Obroża GPS podsunęła nam pewne miejsce, gdzie zasięg się kilka razy zgubił. Okazało się, że dzięki miejscowym osobom, które chciały nam pomóc i znają świetnie te lasy udało się odnaleźć norę, do której uciekła suczka – relacjonowały 14 lutego poszukiwania wolontariuszki Fundacji Monika Władzińska i Ewa Wiśnios – Niestety… nie udało się nawet zobaczyć szczeniaków, jest to długa, kręta nora. Wokół jest też kilka innych dziur. Obawiamy się, że wszystkie są połączone i jest to jedna wielka plątanina korytarzy pod ziemią. Próbujemy zdobyć kamerkę endoskopową, żeby spróbować zlokalizować jak daleko od wejścia są maluchy, czy w ogóle tam są i dalej będziemy myśleć jak je stamtąd wydostać. Wejście do nory, gdzie wchodziła suczka jest w kiepskim miejscu, zaraz obok stromego spadu w dół, szczęście w nieszczęściu, że nic nie wskazuje, żeby szczeniaki opuszczały norę. 

Dziś kolejna wyprawa do lasu. Ale już z mocnym wsparciem – z pomocą wolontariuszkom przyszli strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej Piotrowice. W ekipie ratunkowej znaleźli się m.in. Mateusz Marczyk, Łukasz Ćwiek, Daniel Szczytowicz, Szymon Mocko, Adam Majewski i Rafał Pajka. Po dokładnym zlokalizowaniu miejsca gdzie mogą być schowane szczeniaki, strażacy całą niedzielę spędzili w środku lasu odkopując lisią jamę. Trzy godziny kopania. Zadanie było trudne – nie dość, że trzeba było kopać głęboko i uważnie, to jeszcze nora rozwidlała się na kilka korytarzy. W końcu udało się dotrzeć do psiej mamy oraz siedmiu jej szczeniąt – sześciu chłopców i jednej dziewczyny.

– Psiaki wstępnie nie wyglądają na chore, są o  dziwo dobrze odżywione.- mówią wolontariuszki – Nora była strasznie ciasna, nie wiemy, jak suczka dawała radę tam dochodzić. Cała rodzina jest już u nas bezpieczna.

Niestety jest też smutny wątek w całej tej historii. Okazało się, że przed narodzinami małych suczka miała swoją budę na podwórku jednej z posesji w pobliskiej wsi.

– Kiedy właścicielka zauważyła, że suka jest w ciąży i będzie niedługo rodzić spaliła budę, żeby jak przyznała „psy jej się nie zaległy”. Była to matka czwórki dzieci jak się potem dowiedzieliśmy. Jakim człowiekiem trzeba być, żeby coś takiego zrobić?… Wyrzucić z jedynego schronienia matkę z dziećmi, które lada dzień pojawią się na świecie? – pytają retorycznie wolontariuszki.

Jutro pierwsze badania u lekarza weterynarii. Ruszyła też akcja szukania domu tymczasowego. Na razie dla całej rodziny, bo suka wciąż karmi. Jak małe podrosną trzeba będzie im znaleźć stały dom. Ktoś chętny?

 

 

Dodaj komentarz