A to ci historia! Sztormy to sprawka niedźwiedzia

You are currently viewing A to ci historia! Sztormy to sprawka niedźwiedzia

Pamiętacie zabawę przedszkolaków z rymowanką „Stary niedźwiedź mocno śpi”? Za chwilę może się Wam ona kojarzyć już z zupełnie czym innym, bo według legend taki niedźwiedź śpi na dnie Bałtyku. I lepiej, żeby się nie budził, bo obłaskawić go będzie znacznie trudniej niż w tej rymowance.

Bałtyk jest mały i stosunkowo płytki. Nie mniej potrafi pokazać pazury. Nagłe zmiany pogody, gwałtowne sztormy, które przychodzą nie wiadomo skąd. Fale krótkie, niskie (ok. 3 metrów), ale silne. Takie, które potrafią wywrócić statek i rozwalić nabrzeże. Gdybyśmy się cofnęli kilkaset lat wstecz i spytali naszych przodków skąd na tak małym morzu biorą się tak niebezpieczne sztormy, ci mieliby pewnie jedno wytłumaczenie – według legend to niedźwiedź morski, który nie daj Boże, gdy się zbudzi, wywołuje właśnie takie nagłe i niszczące sztormy. Nic ich wcześniej nie zapowiada. Występują zwykle przy spokojnym morzu i ładnej pogodzie.

Tsunami to wcale nie brzmi egzotycznie

Tsunami brzmi egzotycznie i zdarza się tylko gdzieś w Azji? Nieprawda. W przeszłości Bałtyk przynajmniej trzy razy niszczył miasta i osady na południowym wybrzeżu Bałtyku. W legendach przetrwała pamięć m.in. o Winecie – „największym mieście ówczesnej Europy”. Ponoć ok. 830 roku pochłonęło je nasze morze.

Wineta to legendarny gród średniowieczny z portem oraz latarnią morską u ujścia Odry. Po tym co go spotkało jest czasami nazywany Polską Antlantydą.
„Wewnątrz grodu znajdowały się domy budowane z granitu, które pokrywała pozłocista blacha. Ta w promieniach słońca biła w oczy łuną blasków, a ulice wykładane dębowymi tarcicami wypełniał wielojęzyczny tłum kupców z różnych krajów” – pisał Stanisław Świrko w zbiorze „W krainie Gryfitów. Podania, legendy i baśnie Pomorza Zachodniego”.

Kolejne doniesienia o sztormach pojawiają się dopiero w XV wieku. Dokładnie w 1497 roku Darłowo i Kołobrzeg zostało zalane po przejściu takiego tsunami. Z kolei w roku 1558 sztorm nękał Łebę. Woda zniszczyła wtedy port i domy. Cofając się przesunęła też koryto rzeki Łeby o ok. 1,5 km. Łebianie zmuszeni więc byli do przenosin na wschodnie wybrzeże. 12 lat później przyszedł tędy kolejny sztorm. Miasto opustoszało, a Stara Łeba zniknęła pod piaskiem.

„Niedźwiedź morski” znowu się budzi

„Bałtyk posiada także często swoją własną pogodę, która z pogodą lądową nie ma związku; czasami jednakże tylko rzadko, występuje podwodna burza”. — pisał kronikarz.

” Takie podwodne „wzburzenie” Bałtyku w Mrzeżynie opisał w 1757 r. Brueggemann. – pisze w swoim artykule „Tsunami i fale, które pochłonęły całe miasto. Bałtyk niespokojny” Aleksandra Arend. Kronikarz twierdził, że tego dnia nic nie zapowiadało nadejście wielkiej fali. Morze było spokojne, świeciło słońce, grzechem byłoby narzekać na taką pogodę. Z głębin dało się za to usłyszeć coraz głośniejsze pomrukiwanie, które przypominało dźwięki wydawane przez niedźwiedzia.
Fala mogła mieć nawet 3 metry. Według przekazów kronikarza pojawiła się trzy razy i nagle zniknęła. Zaledwie 2 lata po tych wydarzeniach tsunami niszczy port w Darłowie.

Wielka woda i wichury nie oszczędzają też Kołobrzegu

Kołobrzeg też ma w swojej historii tragiczne karty. Pod koniec grudnia 1913 roku huraganowy wiatr wpychał wodę w ląd, niszcząc tym samym wybrzeże. Silny sztorm zdarzył się również m.in. 5 grudnia 1899 roku. Fale zabrały wydmy, a dosłownie nad wodą zawisła promenada. Ale największy sztorm nawiedził Kołobrzeg w Sylwestra 1913 roku. Sztorm zniszczył wtedy z plaży Kąpielisko Rodzinne, które współcześni znają jak Morskie Oko. W morzu dosłownie zniknęła Promenada.

Tsunami w wizjach jasnowidzek

Ostatnie lata to na szczęście widowiskowe i malownicze sztormy, które bezpiecznie można oglądać z lądu. Raz jednak informacja o nadchodzącej od strony morza katastrofie zelektryzowała Pomorzan i całą Polskę. Wiosną 2009 roku dwie jasnowidzki z Łodzi „odebrały wizję dotyczącą wybrzeża”. Przerażone wielką falą, która miała zagrozić Ustce i Kołobrzegowi, postanowiły poinformować władze miasta i media.
– Jestem pewna swojej wizji, dlatego wysłałam faks, żeby ostrzec ludność – twierdziła jedna z wizjonerek.
Samorządowcy oficjalnie nie dawali wiary tym wizjom, ale kopie faksu trafiły do wydziałów bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego. Ostatecznie tsunami pozostało tylko w wizjach mieszkanek Łodzi, a dwa trzęsienia ziemi na dnie Bałtyku faktycznie się pojawiły, ale były tak słabe, że ich skutków nikt nie odczuł.

maki

Pisząc tekst, posiłkowałam się artykułem Aleksandry Arend „Tsunami i fale, które pochłonęły całe miasto. Bałtyk niespokojny” dla tvn24.pl

Dodaj komentarz