Adriana Chodakowska: Londyn daje szansę

You are currently viewing Adriana Chodakowska: Londyn daje szansę

Rozmawiamy z Adrianą Chodakowską, redaktor naczelną największego, polonijnego portalu internetowego Londynek.net, wcześniej dziennikarką Kołobrzeskiej Telewizji Kablowej. Rozmawiamy w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie przy King Street 238-246, gdzie kierowany przez kołobrzeżankę portal obecnie ma biuro.

– Spotykamy się w rocznicę wydarzenia, które odbiło się głośnym echem m.in. w Polsce. Rok temu na fasadzie budynku, w którym teraz siedzimy, ktoś wymalował obraźliwy napis wzywający Polaków do opuszczenia Wielkiej Brytanii. Później Polacy stali się negatywnymi bohaterami kampanii przed referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii.

– Jesteśmy największą mniejszością etniczną, która przybyła tu z Unii Europejskiej, Polacy są  więc najbardziej widoczni i dlatego jesteśmy takim trochę „łatwym celem”. Gdzie nie pójdziemy, wszędzie znajdziemy polskiego pracownika.

Dochodziło nawet do takich sytuacji, że władze niektórych miast chciały tłumaczyć znaki drogowe na język polski, żeby były zrozumiałe dla polskich kierowców. Brytyjscy pracodawcy starali się pisać ogłoszenia w języku polskim, bo szukali polskich pracowników, czym oczywiście narażali się swoim rodakom. Mieszkańcy Wyspy to widzą i może się to nie podobać szczególnie tej niewyedukowanej części brytyjskiego społeczeństwa, która posiłkuje się informacjami z prasy brukowej, podającej stereotypowe i często krzywdzące obrazy nie tylko polskiej społeczności, ale innych również. Takie tytuły jak „The Sun” czy „Daily Mail”  nie ukrywają swojego nastawienia do Polaków czy imigracji w ogóle.

Ostatnio rozmawiałam z Brytyjczykiem o Brexicie i wyborach parlamentarnych. Mężczyzna, który na co dzień jest specjalistą IT, zarzucił Polakom, że to jest ta grupa, która wysyła do Polski child benefit, czyli zasiłki na dzieci. Gdy spytałam go, czy wie ilu Polaków to robi i czy zna jakieś dane odpowiedział, że nie zna. Ale niestety, skoro Nigel Farage (brytyjski polityk, były lider antyimigracyjnej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa – dop. red.) raz powiedział, że Polacy to jest naród, który żeruje na zasiłkach, to takie przekonanie poszło w świat i się przyjęło. Tu takie populistyczne hasła niestety bardzo dobrze się sprzedają, bo niektórym politykom potrzebny jest kozioł ofiarny.

Ale ten incydent miał też dobrą stronę. Pamiętam, że w naszej redakcji pojawili się dziennikarze chyba z całego świata, chcący porozmawiać o „polskim problemie w UK” i pytający, czy rzeczywiście jesteśmy tu tak prześladowani. Nagłośnienie tej sprawy spowodowało, że podobne przypadki przejawów ksenofobii i wrogości są zgłaszane oraz ścigane.

– Mieszkasz w Londynie już kilkanaście lat. Obserwujesz Polaków na Wyspach. Jaka była i jaka jest Polonia?

– Gdy przyjechałam do Anglii w 2004 roku, dokładnie siedem dni po wejściu Polski do Unii Europejskiej, obraz Polonii był bardzo interesujący. Część osób przyjechała tu jeszcze przed akcesją – niektórzy byli tu nie do końca legalnie, bo na przykład pokończyły im się wizy, ale wiedzieli, że zaraz wejdziemy do Unii i czekali w Wielkiej Brytanii aż to się stanie.

Wiele osób to fala emigracji posolidarnościowej oraz oczywiście ludzie, którzy są nazywani „starą emigracją” (osoby, które przybyły z Armią Andersa oraz ich dzieci), choć być może nie jest to ładne sformułowanie.

Większość Polaków to była jednak ta „nowa imigracja”, czyli głównie młodzi ludzie. Wyczuwalny był wówczas duży entuzjazm związany z przyjazdem do Anglii. Powszechne było przekonanie, że pieniądze leżą tu na ulicy, że nic nie trzeba – nie trzeba znać języka, nie trzeba posiadać jakichś specjalnych kwalifikacji. Z czasem te mity w zderzeniu z rzeczywistością okazały się nie do końca prawdziwe… Pamiętam tamtą euforię i zaskoczenie, gdy wszędzie dookoła słyszałam polski język.

Dziś część z tych ludzi założyła rodziny, a dzieci chodzą już do angielskich szkół. Wielu Polaków zapuściło tu korzenie, kupiło domy dzięki kredytom i prawdopodobnie wielu z nich już tu zostanie.

– A czy postrzeganie Polaków przez Brytyjczyków uległo zmianie?

– Tak, i to bardzo. W 2004 roku wielu Brytyjczyków uważało, że Polska jest województwem nieistniejącego już Związku Radzieckiego, a Polacy przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii wykonywać najprostsze prace.

Gdy rozmawiam dziś z Anglikami, to widzę, że ich wiedza o Polsce jest już większa, mają przeważnie pozytywny stosunek do Polski i Polaków. Polacy sobie na tę dobrą opinię ciężko zapracowali. Brytyjczycy wiedzą już, że nasi rodacy mają bardzo wysoki etos pracy, że są pracowici, solidni – i ten obraz ukształtował się jako dobry stereotyp.

Polacy robią też kariery w wielu prestiżowych brytyjskich firmach czy instytucjach, a także w City, czyli centrum finansowo-handlowym Londynu. W 2004 roku powstał Polish City Club, który skupia m.in. prawników i bankierów, od lat sprawnie działa organizacja Polish Professionals in London, gdzie spotykają się specjaliści z różnych dziedzin. Tacy ludzie udowadniają, że Polacy mogą w Londynie odnosić  duże sukcesy i  realizować się zawodowo. Bardzo wysoko cenieni są tu polscy lekarze, polskie firmy budowlane i oczywiście wspaniała polska żywność 😉

– Obawiasz się, co będzie gdy Brexit stanie się już faktem?

– Nie, choć dla wielu osób może to okazać się problemem, bo nie posiadają brytyjskiego paszportu (ja zresztą też go nie mam i nie czuję, aby był mi on potrzebny) lub tzw. stałej rezydentury, którą otrzymuje się dopiero po 5 latach legalnej pracy i pobytu. Home Office, czyli angielskie ministerstwo spraw wewnętrznych, nie daje sobie już rady z dużą liczbą aplikacji o rezydenturę i stara się wymyśleć prostszą i szybszą formę, która by te aplikacje zastąpiła. Nie wiem, czy im to wyjdzie w najbliższym czasie. Ale na pewno sprawa 3 milionów obywateli Unii w Wielkiej Brytanii nie jest dla nich obecnie priorytetem.

W tej chwili dla Wielkiej Brytanii najważniejsze są kwestie gospodarcze, a problem zapewnienia nam gwarancji dalszego pobytu i pracy – choć wielokrotnie podejmowany przez polityków z kontynentu – wciąż jest przesuwany na dalszy plan. To trochę dziwne, bo jest też wielu Brytyjczyków, którzy od lat rezydują np. w Hiszpanii – a rząd jakby o nich zapomniał. Theresa May podkreślała co prawda, że zapewnienie praw pobytu powinno się odbyć na zasadach wzajemności (czyli obywatele UK mogliby sobie dalej swobodnie mieszkać w hiszpańskich kurortach), ale pani premier jest po wyborach na cenzurowanym i ma większe problemy na głowie…

Jestem bardzo ciekawa, co będzie po Brexicie, jak ten kraj, który de facto jest już moim drugim domem, rozwiąże szereg kwestii po odcięciu się od Europy. To fascynujące z dziennikarskiego punktu widzenia i na pewno będę miała o czym pisać…

– Londynek jest największym portalem polonijnym. Jakich informacji szukają Polacy za granicą?

– Na początku – czyli w 2002 roku, kiedy właściciel Janusz Dubanik zakładał portal – ludzie szukali platformy, na której mogliby się ze sobą kontaktować. Mamy więc ogromną sekcję działu ogłoszeń. Od tego zaczynaliśmy i tę sekcję bardzo rozbudowaliśmy. To przyciąga ludzi. Wiedzą, że na Londynku można znaleźć pracę, mieszkanie, można coś sprzedać lub coś kupić. Są też ogłoszenia towarzyskie, bo wielu Polaków jest tu samotnych. Na naszym forum można znaleźć dyskusje na wiele tematów, związanych z życiem w UK, a także szereg informacji o polonijnych wydarzeniach: spektaklach teatralnych, koncertach, warsztatach itp.

Ponadto pomimo upływu czasu, nie wszyscy nauczyli się na tyle języka angielskiego, żeby czytać brytyjską prasę, więc idą do polonijnych mediów i szukają informacji o Brexicie, o tym co dzieje się w Polsce i na świecie lub wszelkiego rodzaju porad w naszym Poradniku Polaka w UK.

Staramy się, by Londynek był portalem przyjaznym dla wszystkich Polaków na Wyspach, rozbudowujemy też dział „Irlandia”, bo na Zielonej Wyspie też jest nas sporo. W tym roku obchodzimy 15. rocznicę działalności i pod koniec czerwca zamierzamy ją uczcić wyjazdem integracyjnym – oczywiście do Polski! Spędzimy kilka dni w pięknych Bieszczadach i zobaczymy, czy tam też o nas słyszeli 😉

– Z własnego doświadczenia wiem, że często czytelnicy zwracają się do redakcji z problemami, których nie potrafią sami rozwiązać, proszą o interwencje. Czasami wystarczy tylko porozmawiać, poradzić. Tu jest tak samo? Jakie są najczęstsze kłopoty Polonii?

– Jest tak jak mówisz. Niestety, wciąż odnotowujemy przypadki Polaków, którzy naciągają rodaków na fałszywe oferty pracy, wciąż też zdarzają się przypadki tzw. modern slavery, czyli współczesnego niewolnictwa.  

Dostajemy listy opisujące przypadki mobbingu, dyskryminacji dzieci w szkole. Ale najbardziej nas niepokoi rosnący problem przemocy domowej w polskich rodzinach. Piszą do nas kobiety, które najczęściej nie pracują, zajmują się w domu dziećmi, są w pewnym stopniu ubezwłasnowolnione, bo nie posiadają własnych pieniędzy, nie znają języka i nie nawiązują kontaktów. Kierujemy je do specjalistów lub do organizacji typu Familia UK, gdzie mogą uzyskać pomoc.

Najczęściej jednak chodzi o porady związane z załatwianiem spraw urzędowych czy prawem pracy.

– Myślisz, że Polonia w Wielkiej Brytanii jest też tak rozpolitykowana i podzielona jak w Polsce?

– Niekoniecznie. Polacy przyjechali tu między innymi uciekając przed polityką, która w ich rodzimym kraju wchodzi z butami wszędzie. Przykładowo spora grupa osób wyjechała z Polski nie z powodów materialnych, ale światopoglądowych. Jest tu np. dużo przedstawicieli mniejszości seksualnych czy artystów, którzy dusili się z powodu dulszczyzny i mentalnej duchoty panującej w ich miastach. W Wielkiej Brytanii znaleźli wolność, tu mogą czuć się sobą i realizować się na różnych płaszczyznach.

O polskiej polityce rozmawia się tu głównie w czasie wyborów w Polsce – i to nie jest tak, że wszyscy się ze sobą zgadzają, o nie! Wiadomo przecież, że każdy Polak najlepiej zna się na polityce i medycynie 😉

– Mówisz, że Londyn daje szansę. Co to znaczy?

– W Londynie każdy może być tym, kim chce. Po przyjeździe pracowałam w polskim magazynie „Cooltura”, księgarni, coffee shopie, w prestiżowym hotelu na piętrze organizującym konferencje i wesela, byłam menadżerką polskiego sklepu i polskiej prywatnej przychodni. W końcu jednak zapragnęłam wrócić do zawodu i trafiłam do Londynka. To jest fajne, że można tu robić tyle rzeczy, wystarczy robić to dobrze – albo przynajmniej się starać 😉

Tu nikt nie patrzy na CV, ważne są predyspozycje kandydata oraz jego chęci. A w kontakcie z wielokulturowością poszerzają się horyzonty, zmienia się sposób patrzenia na świat, więcej rzeczy wydaje się możliwe.

– Myślisz w ogóle o powrocie do Polski czy konkretnie do Kołobrzegu?

– Kocham swoje miasto, uwielbiam Kołobrzeg i związane z nim wspomnienia, bardzo tęsknię za polskim morzem… Przyjeżdżam do Kołobrzegu średnio co pół roku i jestem pod wrażeniem jak się zmienia. Dobrze, że ludzie w Polsce widzą korzyści, jakie wiążą się z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Większość tej infrastruktury, która powstała w ostatnich latach w Kołobrzegu jest przecież współfinansowana przez Wspólnotę.  Martwi mnie tylko, że nastawienie miasta na zagranicznych turystów wyraźnie winduje ceny, które dla mieszkańców chyba nie są zbyt przyjazne…

Ale wracając do twojego pytania czy zamierzam wrócić do Kołobrzegu – to nie planuję. Choć  nie wykluczam wyprowadzki z Londynu do innego angielskiego miasta, bo kilkanaście lat w takim molochu, jakim jest brytyjska stolica, potrafi zmęczyć.

Z Londynu zresztą zaczęli uciekać kilka lat temu sami Brytyjczycy – głównie przez wzgląd na wysokie ceny i odległości, jakie musieli pokonywać jadąc do pracy…

– Dziwi mnie, że wśród powodów, jakie wymieniasz nie podajesz zagrożenia zamachami. W sobotę (10 czerwca – dop. red.) zamknięto Ealing Broadway Shopping in Ealing, bo znaleziono podejrzany pakunek. Ludzie nie mogli odebrać swoich samochodów z parkingu, a kościół z wiernymi w środku zamknięto na ponad dwie godziny. Dzień później w jednym z muzeów dogoniła mnie ochrona i kazała ze względów bezpieczeństwa ściągnąć z pleców plecak.

–  Na całym świecie jest teraz niespokojnie – przecież w USA co kilka dni słyszy się o jakiejś strzelaninie. Rzeczywiście, w Londynie dużo ostatnio się dzieje, ale to, czy czujemy się zagrożeni, to jest sprawa indywidualna. Są tacy, którzy łatwo poddają się psychozie i zastraszeniu. A przecież my – Polacy – jesteśmy narodem nie tylko wspaniałym, ale i odważnym (czasami nawet za bardzo)! Niewiele nas jest w stanie przestraszyć, co już nie raz udowodniliśmy w przeszłości…

Rozmawiała Monika Makoś

Na zdjęciu powyżej Adriana Chodakowska na stacji metra Notting Hill Gate. Na zdjęciach poniżej  w londyńskiej siedzibie Google oraz z zespołem portalu Londynek podczas tegorocznego festiwalu Days of Poland, który miał miejsce w pobliżu mostu Tower Bridge.

Fot. archiwum prywatne

 

 

Dodaj komentarz