Chodzi o działki zlokalizowane we wschodniej części uzdrowiska (między ulicami 4. Dywizji Piechoty, Sułkowskiego i Wschodnią). Miasto ma tam 7 działek o łącznej powierzchni ponad 7 hektarów. Jeżeli radni zgodzą się podnieść procentowy wskaźnik ich zabudowy, mogą być warte nie 22 mln zł jak teraz, a dwa razy więcej – ponad 40 mln zł.
Fot. Google map. Na zdjęciu widok na miejskie działki ze skrzyżowania ul. Wschodniej i 4. Dywizji Piechoty.
Dziś inwestor, który kupi od miasta działkę w tej dzielnicy, będzie mógł ją zabudować w 25 procentach. Podczas gdy na sąsiednich terenach ten procentowy wskaźnik zabudowy jest dużo wyższy.
– Na części działek jest 30 procent, innych 40, a miejskie tereny mają ten wskaźnik najniższy, bo 25 procent. Trzeba to jakoś uśrednić. – mówiła podczas dzisiejszego spotkania z dziennikarzami prezydent Kołobrzegu, Anna Mieczkowska. – Będziemy procedowali zmiany dotyczące tych terenów, gdzie właścicielem jest gmina miasto Kołobrzeg. Będę się spotykać z każdym klubem radnych oddzielnie. Spotkamy się, żeby podyskutować nad wskaźnikami i parametrami. Zaczynamy od tego tygodnia.
Według szacunków urzędników, jeżeli ten wskaźnik zabudowy faktycznie zostanie podniesiony, wartość miejskich działek przeznaczonych do sprzedaży może wzrosnąć dwukrotnie – z 22 do nawet 44 mln zł. Projekt w tej sprawie ma trafić na sesję we wrześniu.
Prywatne działki osobno, miejskie osobno
Przypomnijmy, że na ostatniej sesji Rady Miasta procedowany był projekt uchwały podnoszący procentowy wskaźnik zabudowy dla wszystkich terenów między ulicami 4. Dywizji Piechoty, Wschodnią i Sułkowskiego. Pomysł, by rozróżnić tereny miejskie od prywatnych, zgłosiła radna Nowego Kołobrzegu, Agnieszka Trafas. Rada przyjęła go jednogłośnie w formie uchwały.
– Projekt naszej uchwały polega na tym, że zmieniamy uchwałę inicjującą zmianę w planie zagospodarowania przestrzennego dla wspomnianego kwartału tak, że z dalszej procedury planistycznej (umożliwiającej większą zabudowę – przyp. red.) wyłączamy działki prywatne. – mówiła radna.
Projektem Agnieszki Trafas oznacza odrzucenie wniosku dwóch inwestorów prywatnych, którzy chcieli podwyższenia wskaźnika zabudowy ich działek z 30 do 45 procent. Obecna na sesji właścicielka jednej z działek przestrzegła radnych przed nierównym traktowaniem podmiotów gospodarczych.
A dlaczego nie zrobić 100%? Po co komu w Kołobrzegu zieleń? Nie da się na niej zarobić. Beton jest przyjazny budżetowi oraz inwestorom. Jest jeszcze tyle drzew do wycięcia i zieleni do zalania. Ciekaw jestem ilu radnych zdaje sobie sprawę z tego, co się dziej na świecie z klimatem? Ilu ma to gdzieś, bo przecież nie ma globalnego ocieplenia, skoro pewien poseł PiS zmarzł na tarasie? KIedy czytam, że radna Trafas zgłasza takie wnioski, to wrażenie jest jedno – kogo ona reprezentuje w Radzie Miasta? Mieszkańców czy branżę turystyczną? Przecież wiadomo, że branża najchętniej wpuściłaby betoniarki do parków i postawiła hotele nawet na samej plaży. Marzy im się zwyczajnie kasa! Czy obecna władza w mieście to zatrzyma? Niestety, nie. a chwile usłyszymy, że trzeba rekompensować czymś zmniejszenie wpływów z powodu „szóstki Morawieckiego” lub „piatki Kaczyńskiego”… Turysta spędza w Kołobrzegu 2 tygodnie urlopu, mieszkańcy są tu cały rok. Dla kogo jest Rada Miasta?
Za pieniądz ze sprzedaży działek miasto może zarobić krocie, które potem wykorzysta na inwestycje dla mieszkańców czyt. Miasta Kołobrzeg. Nie rozumiem twojego oburzenia jak i nie rozumiem niektórych ludzi w Kołobrzegu, którzy i tak tam nie mieszkają i troszczą się o zieleń której tam pod dostatek, a pojęcie o ekonomi i finansach biorą ślepo z komentarzy opozycjonistów.
Koszt społeczny takiego działania jest nieprzeliczalny na żadne inwestycje w mieście. Nie zrozumiałeś o czym piszę – nie pieniądze są najważniejsze, ale maksymalne zachowanie miejskiej zieleni. Zwłaszcza na terenie przymorskim. Branża turystyczna ma to gdzieś, bo dla niej każdy metr kwadratowy to potencjalny zysk. Dlatego mamy potem takie koszmarki zabudowy jak leżący niedaleko tej działki fragment „uzdrowiska” zabudowany „szyba w szybę” hotelami: Marine, Seaside i Arka oraz pobliskie osiedle Olympic Park. Tam nikt nie zastanowił się chyba nigdy nad zielenią (oprócz Arki). Dlatego zwracam uwagę na „koszty społeczne”, pojęcie, którego chyba w mieście władza nie dostrzega. A polityczne znaczenie może mieć decyzja o tyle, o ile będzie to np. swoiste spłacanie długów wyborczych. A o zieleń w Kołobrzegu trzeba dbać szczególnie, zwłaszcza gdy w centrum zabudowuje się niemal wszystko, co się da. Ostatnio np. tereny przy Parsęcie na ul. Szpitalnej. Mógł tam powstać piękny park, a mamy beton. I znów domy „okno w okno”, a pomiędzy nimi polbruk. Dlatego dbajmy o zieleń choćby na terenie uzdrowiska.
Rozumiem, że jesteś zwolenikiem budowania parków w tkance miejskiej ,lecz zapomniałeś bądź nie sprawdziłeś, że teren które wskazałeś w mpzp mają inne przeznaczenie niż park. Miasto potrzebuję środków pieniężnych na realizację swoich zadań, jednym z podmiotów skąd może je uzyskać są właśnie nieruchomości miejskie i to tylko od miasta zależy z jaką szacunkową wartością mogą one zostać sprzedane. Problem, który wskazałeś, że buduję się okno w okno, wynika głównie z planu miejscowego. W 2018 roku wprowadzono nowe poprawki do projektu prawa budowlanego:
https://www.muratorplus.pl/biznes/prawo/nowe-warunki-techniczne-jakim-powinny-odpowiadac-budynki-i-ich-usytuowanie-dzial-ii-aa-Lqy6-P8an-CwxT.html
Niestety wciąż nie rozumiesz idei mojego wpisu. Rozumiem doskonale potrzebę pozyskiwania środków przez miasto, ale sprzeciwiam się bezmyślności. I zwracam uwagę na koszty społeczne. Gdyby przyjąć twoją filozofię, to najlepiej przyjąć 100% zabudowy działki. Wtedy można uzyskać jeszcze więcej kasy na realizację (jak ciebie rozumiem) inwestycji ważnych z punktów widzenia mieszkańców. Twoja logika jest taka: pozwólmy zniszczyć betonem uzdrowisko, bo przecież np. w Radzikowie trzeba zbudować coś tam. Muszę cię zmartwić, ale niestety nie masz pojęcia o myśleniu społecznym. Patrzysz na świat przez portfel i nie obchodzi cię nic innego. Nie masz pojęcia o różnicach wpływu przyrody i budynku na otoczenie. A twój argument, że inwestor buduje jak mu plan miejscowy pozwala jest dowodem na korzyść mojego argumentu – że trzeba myślenia społecznego o miejscu zamieszkania, a nie budżetowego. Inwestor zawsze będzie chciał przede wszystkim zarobić, od władzy lokalnej wymaga się myślenia społecznego. Niech rządzący poszukają innych możliwości znalezienia środków do budżetu, po to (między innym) ich wybraliśmy. Licząc, że mają pomysły, są kreatywni. Takie pomysły jak twoje może mieć każdy. Są proste. A jeśli politycy będą myśleli w taki sposób, to trzeba będzie im przypominać jakie są ich zadania. Wszystkimi przewidzianymi przez demokrację sposobami.