Piotr Redmerski został odwołany z funkcji prezesa Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Załoga żąda jego przywrócenia i zapowiada strajk.
Na zdjęciu Piotr Redmerski (w środku) w 2017 r. podczas uroczystego położenia stępki pod budowę promu pasażersko-samochodowego, który miał powstać w Szczecinie dla PŻB. Do tej pory go nie ma. Fot. gov.pl
-Nie zgadzamy się z niszczeniem człowieka – powiedział nam Kazimierz Sikora z Solidarności w PŻB – Mamy pogotowie strajkowe. Jesteśmy gotowi stanąć w obronie dobrego imienia naszej firmy i prezesa – dodaje nasz rozmówca i zapowiada w ostateczności nawet blokadę kołobrzeskiego portu.
Dobra opinia o prezesie Redmerskim wśród pracowników PŻB jest powszechna. Mówią o nim „człowiek sukcesu” – mimo pandemii PŻB zamknęło ubiegły rok 22-milionowym zyskiem. Dzięki temu pracownicy przewoźnika dostawali podwyżki i mają jedne z najwyższych pensji w tej branży w regionie.
-Inwestował w firmę, stał na straży interesu firmy i pracowników – dodaje Kazimierz Sikora – Z Kopciuszka stał się w tej branży poważnym graczem, z którym liczy się konkurencja.
Na polecenie Głównego Urzędu Morskiego (PŻB jest spółką akcyjną skarbu państwa) prezesa odwołała przewodnicząca pięcioosobowej Rady Nadzorczej, która razem z dwójką innych członków rady jest przedstawicielem właściciela. Pozostałych dwóch członków to przedstawiciele załogi. Oni protestowali przeciwko odwołaniu prezesa.
Jako powód odwołania Piotra Redmerskiego podano utratę zaufania. Pracownicy mają na ten temat jednak inne zdanie.
– Jest niepokorny i nie słucha polityków. Nie pozwalał sobą kierować i nie zgadzał się na ich durne pomysły – mówią.
Jak dodają prawdziwym powodem mógł być projekt budowy przez byłe Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej promów dla Polski, w ramach którego PŻB zapłaciło za stępkę 12 mln zł. Prezes miał odmówić dalszego finansowania projektu w obliczu braku postępów.